www.rzezba-tomak.pl. W prezencie noworocznym wywiad z artystą" />
Robert Tomak jest artystą plastykiem, jednym z czterech autorów figurek bachusików. Jak na razie stworzył sześć z nich. Rzeźbi, maluje, tworzy instalacje. Jego prace można obejrzeć na stronie www.rzezba-tomak.pl. W prezencie noworocznym wywiad z artystą!
Jak się Pan czuje jako jedna z najważniejszych osób w świecie bachusików?
Ja? Ciekawe pytanie, bo ja się nigdy nie czułem jedną z najważniejszych osób w świecie bachusików... Dla mnie rzeźby są dziełami, które interesują mnie najmocniej w momencie tworzenia, później po ukończeniu staram się o nich nie myśleć i nie analizować.
Jak wygląda proces tworzenia bachusika?
Najczęściej to jest rysunek, żeby klient miał jakieś pojęcie, co chcemy dla niego zrobić. Później robimy model z gliny lub z wosku. Woskowy model w skali 1:1 wędruje do odlewni. Po miesiącu wraca odlany w brązie i jest gotowy do zainstalowania.
Skąd Pan czerpie inspirację do stworzenia bachusika?
Oj, są różne. Czasami dają ją klienci, mówią, czego by się spodziewali, czasami ja proponuję swoją wizję, przekonuję ich do swojego pomysłu, a czasami ich pomysły są tak ciekawe, że właściwie są już gotowymi projektami, wystarczy je tylko jakoś ubrać, wyrzeźbić.
Czy ma Pan swojego ulubionego bachusika?
No nie wiem... Wie Pan co? Jak ja bym podał, że mam ulubionego, to może by się nawet pozostali klienci obrazili, tak więc wolałbym nie wymieniać, który jest ulubiony. Do wszystkich mam sentyment, ponieważ wiążą się z miłymi wspomnieniami. Dzięki nim poznałem bliżej kilka bardzo interesujących osób. Rzepikus był zrobiony dla pana Waldemara Rzepki, który uczył mnie plastyki w szkole podstawowej i muszę powiedzieć, że był bardzo lubianym nauczycielem, a teraz prowadzi piekarnię. Qestina dla Marzeny Więcek, którą bardzo cenię za świetny festiwal filmowy. Skrybikus dla dziennikarzy, Winolubikus dla bardzo sympatycznych właścicieli sklepów As i trudno nie wspomnieć o bachusiku Uzetikusie dla naszego Uniwersytetu. Lubię je, bo włożyłem w nie kawałek swojej pracy, ale nie przesadzałbym z miłością do nich. Zajmuję się jeszcze innymi projektami, obecnie jest to pomnik Å»ołnierzy Wyklętych. Bardzo ważne jest dla mnie malarstwo, czy też inne projekty rzeźbiarskie, które można zobaczyć na mojej stronie internetowej.
A jak się Panu ogólnie podoba inicjatywa stawiania figurek w naszym mieście?
My z Arturem Wochniakiem byliśmy pierwszymi, którzy byli zaproszeni do tego projektu, ja akurat na początku nie za bardzo mogłem się nim zająć, ponieważ rzeźbiłem pomnik Matki Sybiraczki, który stoi przy dworcu. Byłem tak zajęty, że jak były cztery zamówione przez miasto bachusiki – my mieliśmy robić po dwa, to wolałem, żeby Artur zrobił trzy, a ja tego jednego, i ten jeden to jest właśnie ten pchający beczkę, ten...
Pędzibeczek.
Pędzibeczek, właśnie. I to jest ten pierwszy. Chciałem mieć w tym udział i bardzo się cieszę, że mam udział w ogóle. To nie jest tak, że ja to lekceważę i mówię, że to jest mniej ważne. Dla mnie to jest fajna zabawa. Podchodzę do nich tak, jak do wszystkich ważnych projektów. Staram się poświęcać im maksymalnie. Ja to nazywam w cudzysłowie bachusikiem, bo dla mnie to jest pretekst do powstania interesującej rzeźby. To nie ma być tylko wesoły ludek, ale coś jeszcze, jakiś ciekawy pomysł na rzeźbę.
Wie Pan coś o żużlowym bachusiku? Bo o nim przez pewien czas było głośno, a teraz nic.
No, jest cisza, ja też nie staram się dzwonić do Gazety Lubuskiej, czy ja go będę robić, czy ktoś jeszcze inny, bo tego bachusika może każdy zielonogórski artysta zaprojektować, dać swój pomysł Gazecie. Ja zrobiłem woskowego, żeby każdy mógł go zobaczyć. Wiadomo, że on może się jeszcze troszeczkę zmienić, bo to jest taka pierwsza wersja. Czasami po konsultacjach z klientami można troszeczkę pozmieniać projekt. To nie jest tak, że ja się upieram, że to mój projekt jest genialny. Uważam, że jeszcze można coś tam zawsze zmienić, byle by nie przesadzić, żeby to nie był przy okazji kicz, bo wiadomo, że tutaj jest duży balans pomiędzy kiczem, a sztuką i musimy naprawdę uważać, żeby nie przekroczyć tej granicy.
Słyszał Pan może o stronie bachusików?
Tak, tak, ja chyba byłem na niej i cieszę się, że jest zainteresowanie, że Pan prowadzi tę stronę. To jest fajne i cieszę się, że dzieci chodzą ich szlakiem. Uczę w szkole SP 1 i dzieci mi opowiadają, że były na szlaku bachusików. Dzięki niemu poznają zabytki naszego miasta. Pytają, które figurki są moje, cieszą się, że mogą zobaczyć moje rzeźby. A ja jestem szczęśliwy, że mogę w Zielonej Górze coś zrobić i działać.
Rozmawiał Jakub Dranczewski
Nowego mieszkańca miasta przywitano z pompą: był Bachus, był prezydent miasta, zarząd zielonogórskiego oddziału PGNiG, a także dzieci z okolicznego Przedszkola nr 34. Całość odbyła ...